Strefa Wysokich Lotów – sprawdzamy nowy park trampolin w Lublinie cz.2.

niebieskie skarpetki z logo Strefy Wysokich Lotów

Strefa Wysokich Lotów to drugi z kolei park trampolin, jaki miałyśmy okazję odwiedzić. Będzie to więc trochę analiza porównawcza jednego z drugim, albo raczej drugiego z pierwszym – jak kto woli. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się, które miejsce wypadło w naszym zestawieniu korzystniej, chętnie Wam o tym opowiemy.

Przestrzeń w Strefie Wysokich Lotów

Pierwsze, co na nas zrobiło wrażenie to przestrzeń. Zupełnie inaczej niż w Manii Skakania, w której strefa trampolin była zdecydowanie mniejsza niż się spodziewałyśmy. W Strefie Wysokich Lotów było nie tylko jedno, ale dwa pomieszczenia, a jedno z drugim połączone było dość dużym przejściem. Poza tym można było do niego także trafić idąc korytarzem znajdującym się poniżej linii trampolin. Poczucie przestrzeni potęgował także fakt, że trampoliny w pierwszym pomieszczeniu częściowo otoczone były siatką, a nie stałymi ścianami – tak jak wspominałam w pierwszym wpisie o Strefie Wysokich Lotów – trampoliny znajdują się w tym samym pomieszczeniu, co recepcja i strefa rekreacji. To więc, co na początku wydawało się wadą nowego parku trampolin w Lublinie, w trakcie zabawy okazało się być jego zaletą.

Klimatyzacja i wentylacja w nowym parku trampolin w Lublinie

Po pobycie w Manii Skakania byłyśmy przekonane, że do parku trampolin należy się ubrać w krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, ponieważ w długich getrach i T-shircie będzie zdecydowanie za gorąco. Wybierając się do Strefy Wysokich Lotów z powodzeniem można jednak założyć T-shirt i długie getry, albo dresowe spodnie – w takie była ubrana większość instruktorów, jak też ćwiczących na trampolinach w Strefie Pro, czyli już bardziej doświadczonych „skoczków”. Pomieszczenia są bowiem doskonale wentylowane i klimatyzowane. Utrzymaniu odpowiedniej cyrkulacji powietrza sprzyja także z pewnością duża przestrzeń, na której zlokalizowane są atrakcje Strefy Wysokich Lotów. Na terenie parku trampolin nie jest zimno, ale też nie jest za gorąco, nawet po całej godzinie spędzonej na trampolinach, linach, basenach z gąbkami, czy w Strefie Parkour.

Rozgrzewka – obowiązkowy punkt zabawy na trampolinach

Nasza zabawa w Strefie Wysokich Lotów rozpoczęła się od rozgrzewki. Tego w Manii Skakania nie było, a szkoda, bo jednak taka rozgrzewka bardzo nam się przydała. Polegała nie tylko na rozgrzaniu mięśni i stawów, ale także nauczyła nas podstaw – w jaki sposób skakać, jak się mocniej wybić, co zrobić, żeby dobrze wylądować, albo co zrobić, żeby się zatrzymać. Próbowałyśmy skakać na stopy, na kolana i na pupę – sama bym się nie odważyła, ale skoro wszyscy w czasie rozgrzewki próbowali to i my spróbowałyśmy – i okazało się, że wcale nie było to takie trudne. W czasie rozgrzewki instruktor przypomniał kilka ważnych punktów regulaminu, co również uważam za dobry pomysł, a następnie życzył udanej zabawy.

Atrakcje Strefy Wysokich Lotów

Atrakcji było tak dużo, że nie wiadomo było, gdzie pójść najpierw. Postanowiłyśmy na początku wypróbować te mieszczące się w pierwszym pomieszczeniu. Dziewczyny poza tym, że po prostu skakały na trampolinach (w pierwszym pomieszczeniu mieszczą się 3 długie ścieżki trampolinowe), próbowały przejść się po taśmie (slackline) zamocowanej nad basenem z gąbkami, wspinały się, albo wskakiwały na podesty i huśtały się na linie. Tu zabawiły nieco dłuższą chwilę. Podobało im się i samo huśtanie i moment puszczenia liny, po którym lądowało się w gąbkowym basenie. Była też próba wejścia na ściankę wspinaczkową, ale chęć zobaczenia tego, co jest w drugim pomieszczeniu była silniejsza, więc dość szybko próby wpinania się zostały porzucone.

W drugim pomieszczeniu znajdowały się atrakcje dla bardziej zaawansowanych entuzjastów salt, backflipów czy prostych skoków do basenu, chociaż korzystali z nich nie tylko profesjonaliści. Wszędzie kręciły się dzieci – zarówno takie w wieku szkolnym, jak i kilkuletnie maluszki będące w Strefie Wysokich Lotów razem ze swoimi rodzicami. Dziewczynom, szczególnie Hani spodobał się wysoki, kilkumetrowy podest, z którego można było skoczyć do basenu z gąbkami. Dla mnie wysokość była przerażająca, ale Hania postanowiła spróbować swoich sił. Skoczyła, ale wspomina ten skok jako „straszny”. Podobno najstraszniejszy był moment spadania, bo jeszcze z takiej wysokości nie miała okazji skakać. Samo lądowanie w gąbkach też do najprzyjemniejszych nie należało – wpadało się w gąbki z dość dużą prędkością. Dla osoby, która nigdy tego nie próbowała i nie wiedziała, czego się spodziewać, faktycznie mogło to być nieco straszne. Tak jak się domyślałam – za drugim razem było już zdecydowanie lepiej, a za trzecim i czwartym skok z tej „przerażającej” na początku wysokości to był „pikuś”. Pojawiła się też myśl, żeby zrobić salto, ale na szczęście tym razem Hania się na takie akrobacje nie odważyła. Był też niższy podest, z którego obie dziewczyny skakały do basenu z gąbkami, ale o ile na Oliwce zrobił duże, na Hani praktycznie żadnego wrażenia – czego się spodziewać po skoku z „wysokiej wieży”?

Po serii skoków z wysokości poszłyśmy zwiedzać Strefę Parkour Pro. Poza podestami i trapezami, na których bawiłyśmy się w ganianego, znajdowały się tam też tory przeszkód zbudowane z kształtek i rusztowań. Dziewczyny zupełnie straciły tu poczucie czasu, zapominając, że wybrałyśmy się do Strefy Wysokich Lotów głównie na trampoliny. Chociaż i tak znalazły sposób, aby z urządzeń do parkour’u skorzystać, moim zdaniem Strefa Parkour Pro to miejsce nie do końca dedykowane dzieciom, chyba że takim, które z parkour’em już mają, albo chcą mieć coś wspólnego. Hania co prawda jest fanką wszelkiego rodzaju rurek, z których można się zwieszać na rękach, po których można się wspinać, albo przeskakiwać z jednej na drugą, ale zdaje się, że na zwykłym placu zabaw, albo na siłowniach na powietrzu miała większe szanse, żeby poćwiczyć swoje umiejętności. Osoby uprawiające parkour z pewnością docenią, że w Lublinie jest miejsce, które umożliwia im doskonalenie swojego warsztatu. Dzieci natomiast może lepiej niech trzymają się lin, trampolin i basenów z gąbkami.

dziewczynka trzyma linę na tle ścianki wspinaczkowej i basenu z gąbkami
A może by tak pohuśtać się na linie?

Zanim wróciłyśmy do pierwszego pomieszczenia Oliwka zdążyła się jeszcze pohuśtać na huśtawce zawieszonej nad powietrzną ścieżką akrobatyczną, poskakać do basenu z gąbkami i pozwieszać się na linie. Hania z uporem maniaka skakała z wysokiego podestu i nie bardzo dawała się przekonać, żeby pójść w inne miejsce. Tak w zasadzie to tym razem praktycznie nie skakała na trampolinach, nie ćwiczyła salt do przodu, do tyłu, ani fiflaków, a w sumie taki był plan. Zwiedzanie całego miejsca zajęło nam tyle czasu, że najzwyczajniej w świecie nie było kiedy doskonalić umiejętności odkrytych w Manii Skakania. Druga sprawa, że nie za bardzo było kogo poprosić o pomoc. Co prawda instruktorów na terenie Strefy Wysokich Lotów było dość dużo, ale nie sprawiali oni wrażenia chętnych do pomocy. Sprawiali raczej wrażenie entuzjastów powietrznych akrobacji, którzy tylko czekają aż sami będą mogli poskakać, a nie instruktorów, którzy są tam także po to, aby kogoś czegoś nauczyć. Pod tym względem wygrywa Mania Skania. Tam nie trzeba było nawet sugerować, że potrzebuje się wskazówek, jak ćwiczyć. Instruktorzy sami oferowali swoją pomoc. Za to duży plus.

Kiedy w końcu udało nam się przekonać Hanię, żeby wróciła z nami do pierwszego pomieszczania dziewczyny zdążyły jeszcze chwilę poskakać na trampolinach (Oliwka nauczyła się robić coś, co nawet już trochę przypominało gwiazdę) i pozjeżdżać na pupie z czegoś, co właściwie zjeżdżalnią nie było, tylko trampoliną zachodzącą na ścianę pod koszami do gry w koszykówkę. Była tam jeszcze klatka aeroball, ale tam już nie zdążyłyśmy zajrzeć, bo… skończył nam się czas… Dziewczyny były niepocieszone. Ta godzina tak szybko minęła. Dlaczego nie kupiłaś biletu na dwie godziny? Skąd mogłam wiedzieć. Gdybym wiedziała, że godzina jest dobra tylko na „zwiedzanie”, a nie zabawę, być może faktycznie kupiłabym bilety na dwie godziny. Jeśli będziecie się wybierać do Strefy Wysokich Lotów, weźcie pod uwagę to, że jedna godzina to może być za mało…

Pobyt w Strefie Wysokich Lotów moje dzieci wspominają bardzo dobrze. Jeszcze nie zdążyłyśmy zejść z trampolin, a już dostałam pytanie: Kiedy znów tu przyjdziemy? Może jest to miejsce bardziej nastawione na profesjonalistów i nie jest tak ciepłe/rodzinne jak Mania Skakania, bo jednak pod tym względem pierwszy park trampolin w Lublinie góruje nad Strefą Wysokich Lotów, ale duża przestrzeń, doskonała wentylacja i klimatyzacja, a przede wszystkim ilość i różnorodność atrakcji sprawia, że w naszym rankingu na najlepszy (jak do tej pory) park trampolin w Lublinie wygrywa park przy ul. Cisowej 11, czyli Strefa Wysokich Lotów.

You may also like