Kupujemy choinkę na Święta Bożego Narodzenia

dzieci przytulają się do choinki

Na przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia składa się wiele elementów. Jednym z pierwszych i podstawowych jest zakup i ubieranie choinki. W związku z tym, że Święta spędzamy poza domem, kupujemy i ubieramy ją mniej więcej z tygodniowym wyprzedzeniem – żeby zdążyć się nią nacieszyć 🙂

Święta bez choinki? Nie ma mowy!

Ostatnio coraz częściej słyszę stwierdzenia: U nas w tym roku nie będzie choinki…

– … bo kot,

– … bo mamy małe dziecko,

– … bo nam się nie chce ubierać,

– … bo wyjeżdżamy na Święta,

– … bo po co?

– … bo ładny stroik sobie postawię na stole i wystarczy,

itp….

U nas coś takiego by nie przeszło. Choinka to ten element tradycji Bożego Narodzenia, którego w naszym domu po prostu nie może zabraknąć. Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. Zresztą nie pozwoliłyby na to moje córki, które co roku biorą czynny udział nie tylko w ubieraniu, ale także w wybieraniu odpowiedniego drzewka.

Jaką choinkę wybrać?

Żywa czy sztuczna?

Choinka musi być żywa! Ta zasada przyświeca nam co roku i myślę, że póki dzieci będą małe i będą cieszyć się całą otoczką związaną z kupowaniem i dekorowaniem drzewka, będziemy się jej trzymać. To zupełnie inny feeling wybrać się po zakup żywej, pachnącej choinki, niż pójść do piwnicy i przynieść zakurzone, plastikowe „coś”. Przepraszam, jeśli urażę tym wpisem czyjąś choinkę, ale powiem szczerze, jeśli miałabym przez Święta patrzeć na sztuczne drzewko to chyba faktycznie wolałabym już w ogóle jej nie mieć, tylko postawić na stole jakiś stroik z żywych gałązek, albo powiesić bombki na kawałku brzozy, czy wierzby jak to niektórzy mają w zwyczaju robić.

Rozumiem, że posiadanie sztucznej choinki to oszczędność czasu i pieniędzy. Rozumiem, że ze sztucznej choinki nie sypią się kolki, że taka choinka nie kłuje, że jest symetryczna, że potrafi wyglądać, a nawet pachnieć jak żywa, i że można jej nawet nie rozbierać po Świętach tylko wstawić w całości do piwnicy i po roku wyciągnąć (wierzcie mi – są tacy, którzy tak robią). Ale czy naprawdę nie warto raz do roku poświęcić tej godziny na zakup żywego drzewka, wydać tych 50-80 zł (nie mówię tu o choinkach po 200 zł za sztukę), żeby potem wspólnie całą rodziną ją ubrać? Dla moich dzieci to niesamowita frajda, ale dla mnie też. Jeśli choć raz mieliście w domu żywą choinkę, przypomnijcie sobie, czy nie mieliście podobnych odczuć…

jodła kaukaska w pokoju
Jodła kaukaska

Świerk czy jodła?

Tak samo jak niektórzy wysyłają w Wielką Sobotę jedną osobę do kościoła z koszyczkiem, tak też można by było wysłać jedną osobę po choinkę. Ale po co? Przecież samo wybieranie choinki jest świetną zabawą – może dla mnie z roku na rok coraz mniej 😉 , ale dla moich dzieci wyprawa po choinkę jest bardzo ważnym elementem przygotowań do Świąt, dlatego zawsze jeździmy po nią wspólnie. Bądź co bądź trzeba wybrać tę najpiękniejszą, więc każdy chce mieć głos w dyskusji, które drzewko wybrać.

Do tej pory zawsze wybieraliśmy świerki. Jeśli tylko pozwalały na to fundusze kupowaliśmy świerk kłujący lub świerk srebrzysty – sztywne, grube igły, niesamowity zapach – po prostu idealnie nadający się na choinkę. Kiedy fundusze na choinkę były nieco mniejsze musieliśmy zadowolić się świerkiem pospolitym – też piękny i pachnący, ale gałązki i igły miał wiotkie i niestety nie prezentował się tak jak jego „dostojniejsi koledzy”. Jodła kaukaska zawsze była poza naszym zasięgiem. Cena takich drzewek jest zdecydowanie zbyt wysoka, a wydawanie 150 czy 200 zł (bo i po tyle można było kupić jodły kaukaskie) po to tylko, żeby nacieszyć się pięknym widokiem przez 2-3 tygodnie nie było tego warte. Zresztą jodły kaukaskie nie pachną tak pięknie i intensywnie jak świerki. Poza tym ich gałązki są wiotkie jak w świerku pospolitym. Mimo wszystko te drzewka prezentują się bardzo okazale. Są gęste i zdecydowanie bardziej symetryczne niż świerki.

W tym roku po raz pierwszy kupiliśmy jodłę kaukaską. O nie nie, nie dlatego, że nagle wygraliśmy w totka i z wrażenia postanowiliśmy wydać 200 zł na choinkę. Zdecydowaliśmy się na nią tylko dlatego, że taka jodła kosztowała nas zaledwie 65 zł, czyli tyle, za ile zwykle kupowaliśmy świerki. Choinka jest piękna: duża, rozłożysta, w większości 😛 symetryczna*…  To nic, że zajmuje 1/8 całego pokoju, to nic, że musieliśmy zrobić „niewielkie” przemeblowanie, żeby ją wstawić, to nic, że teraz nie mam gdzie ustawić suszarki z praniem, ani nie mam możliwości wyjścia na balkon – mamy w domu swoją wymarzoną choinkę 😉

* Zawsze wtedy, kiedy pojawia się temat niesymetryczności żywych choinek przypomina mi się historia, jak to mój dziadek po tym jak przynosił choinkę do domu prosto z lasu brał ręczną wiertarkę i piłkę do drewna i „tuningował” drzewko do tej pory, aż było idealne 😉 Ja aż tak nadgorliwa nie jestem, ale to fakt, czasem przydałoby się w takiej choince tu coś uciąć, tam coś przykręcić 😛

Jak przetransportować choinkę do domu?

Zakup choinki to jedno, ale przecież trzeba ją jeszcze jakoś do domu przytransportować. Bywało różnie. Kiedyś wieźliśmy choinkę na sankach. Innym razem po prostu przynieśliśmy ją z mężem z targu własnymi rękami. Kiedy dorobiliśmy się samochodu – pakowaliśmy to koromysło do środka. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak to było jechać z choinką 1,80 cm w Polo, albo Fieście 😛 W tym roku samochód co prawda już mamy większy, ale i tak włożenie jej do środka było trochę problematyczne. Mimo wszystko „jakoś” się udało 🙂 Gdyby nie to, że chcieliśmy mieć choinkę na już mogliśmy skorzystać z transportu oferowanego przez sklep, w którym ją kupowaliśmy. Gwarantowali dowóz drzewka w przeciągu 3 godzin od momentu zakupu w cenie 1 gr do 10 km.

Samo kupienie i przywiezienie choinki do domu to pikuś. „Problemy” zaczynają się wtedy, kiedy trzeba choinkę ustawić, ubrać i pilnować, żeby się nie przewróciła 😛 , ale o tym już w kolejnym wpisie pt. „Ubieranie choinki nie jest wcale takie proste…”

You may also like